Po dłuższej nieobecności “we domie” w końcu zawitałem. Była opcja coby się w górki wybrać ale nie wypaliło, a że szkoda na pusto wozić pukawkę to wziąłem puszkę, uzbroiłem się w cierpliwość i ruszyłem na łowy. Przez 2h przeszedłem może z 400-500 metrów i oddałem coś koło 60-70 strzałów. Jako, że wcześniej nie łyknąłem płynu stabilizującego to były problemy z “ftrafieniem” z ostrością i utrzymaniem prawie 2kg w łapie nieruchomo. Ale co tam. Ważne, że choć kilka zdjęć w miarę wyszło.

Komplet snajpera: Olympus E-30, ZD 40-150 @150 F/16-F/20, ISO 800 i migawka w przedziale 1/60-1/200. Muszę w końcu zrobić dyfuzor bo w zastanym świetle o 17  minutami to tak średnio wychodzi, a lampa nie ma odpalania radiowego – może w kostkę zainwestuję…

Jutro pewnie też się wybiorę. A może pójdę koło 4-5 rano jak robale jeszcze śpią… No nie ważne. Zapraszam do zwiedzania. Wszelkie komentarze mile widziane (te negatywne też :) )

Do bilansu strat (poza 5 fotkami które udało się jako tako uratować) doliczyć należy jeszcze nieskończoną liczbę ugryzień przez bąki, komarzyce (tylko baby mogą być takie wredne, że gryzą za nic :P) i inne ustrojstwa.

WykopShare