Ja na “informatyka” przystało posiadam w domu trochę elektrozłomu. Jedną z zabawek jest Dell XT2 – w moich łapach od roku. Po zakupie maleństwa zastanawiałem się co na nim zainstalować. Procesor w tym wynalazku do demonów prędkości nie należy więc kompilacja mojego ulubionego Gentoo jakoś nie napawała mnie optymizmem… Debian/Ubuntu/Centos? Żaden do mnie nie przemawia :) Padło na Mint 14 Nadia. Działał bez problemowo od dnia zakupu. Potem niestety szacowny Microsoft wymyślił sobie, że do sieci może zalogować się tylko i wyłącznie najnowsza wersja skypa. Trzeba było zrobić aktualizację… No to zgodnie ze sztuką poszła aktualizacja Nadia -> Olivia -> Petra -> Qiana. Po aktualizacji Mate odmówiło posłuszeństwa i nie chciało się odpalić… No cóż – zdarza się. Ponieważ nie chciało mi się bawić w naprawianie skorzystałem z “windowsowej” metody zwanej reinstall.

Przed ponowną instalacją zrobiłem szybki “risercz” w poszukiwaniu distro spod znaku “lajtłejt & juzerfrendli”. Wyboru wielkiego nie było. Więc już prawie byłem zdecydowany na Minta, ale kątem oka zauważyłem ElementaryOS. Znajomy z roboty zaczął go używać chwilę temu i sobie chwalił.

Wizyta na stronie projektu, przeglądnięcie filmiku – no kurde Mac OS X jak nic tylko w liunxowym wydaniu. Do tego niskie wymagania sprzętowe jak na tak zbajerowane GUI (proc 1GHz, 512MB RAM)… Przygotowałem sobie bootowalnego pendrive’a odpaliłem instalkę i do przodu. System instaluje się banalnie prosto, chyba nawet prościej niż Win 7 czy *buntu, i stosunkowo szybko. Po wybraniu języka w pierwszym kroku instalator bezbłędnie wykrywa strefę czasową, układ klawiatury, pyta o nazwę kompa, login i hasło użytkownika i tyle. Cztery razy enter i system gotowy do działania.

Czas na pierwsze uruchomienie… No tu mógłbym się przyczepić (albo zrzucić wszytko na kiepski sprzęt) bo chwile to niestety trwa, ale zainstalowanie jakiegoś readahead czy e4rat i powinno być dużo lepiej. Po zalogowaniu pokazuje się piękny pulpit rodem z Mac OS X. Piękny iconbar (zawsze mi się to podobało, zwłaszcza jak się do tego doda jakieś wizualne fajerwerki ;)) na dole, na górze “menu” aplikacje, kalendarz, połączenia sieciowe (Wi-Fi/Eth), Bluetooth (nawet nie wiedziałem, że mam w lapku :D), ikonka z kopertą automagicznie podpinająca się pod domyślny komunikator, ikonka zasilania oraz standardowo przełącz użytkownika i wyloguj.

W domyślnej instalacji mamy m.in Midori jako przeglądarkę, Empathy jako komunikator, Geary – klient poczty i kilka innych przydatnych pierdół. Z rzeczy najpotrzebniejszych zwykłemu kowalskiemu musimy:

  • usunąć Midori zainstalować FF/Chrome/Opere (Midori domyślnie nie znajduje flasha a prościej zainstalować inną przeglądarkę niż użerać się z wraperami)
  • zainstalować LibreOffice
  • opcjonalnie zamienić klienta pocztowego i komunikator na nasz ulubiony (ja zastąpiłem Empathy Pidginem)
  • doinstalować ffmpeg i kodeki mp3/aac

Jeśli pominiemy ostatni krok (ffmpeg + mp3/aac) to przy próbie odtworzenia filmu/mp3 odtwarzacz ładnie poinformuje nas, że nic z tego i zaproponuje wyszukanie kodeka. Wystarczy kliknąć OK, poczekać chwile i dostaniemy listę paczek, które trzeba zainstalować. Znów wystarczy kliknąć OK, podać hasło reszta zrobi się “automagicznie”. Ot taki windowso-macos. IMHO bardzo fajny ficzer w systemie, zwłaszcza dla osób które dopiero co się przerzucają na linuxa.

Z bajerów mamy jeszcze “inteligentne narożniki” – dla każdego możemy w ustawieniach zdefiniować akcję która zostanie wykonana (np maksymalizacja okna czy też uruchomienie aplikacji/własnego skryptu) po przesunięciu myszki w narożnik.

Działanie iconbara jest dość ciekawe – normalnie wyświetla domyślne ikonki, na których wystarczy kliknąć aby odpalić domyślą aplikację (ot taki quicklaunch z MS Windows). Jeśli klikniemy sobie np na ikonce przeglądarki to na iconbarze, pod ikonką pojawi się niebieski, świecący punkcik informujący o tym że aplikacja już działa. Kolejne kliknięcia na takiej ikonie będą minimalizować/przywracać okno aplikacji. Fajny bajer. Jeśli odpalimy kilka przeglądarek to liczba świecących punkcików pod ikoną się zwiększy.

Wiele więcej po pierwszym dniu używania ElementrayOS powiedzieć nie mogę. Ogólnie, jako zatwardziały wyznawca gentooizmu instalujący go wszędzie gdzie się da, jestem pod wrażeniem – pozytywnym oczywiście. System jak najbardziej nadaje się dla zielonego, zaczynającego przygodę z linuxem użytkownika, który chce aby zainstalowany system działał out-of-the-box i podpowiadał rozwiązania przy ewentualnych problemach (np wspomniane wcześniej kodeki). A przy tych wszystkich bajerach system lżejszy i bardziej responsywny niż *buntu i wymagający mniej pracy/konfiguracji niż doprowadzenie Debiana do takiego stanu. Jednym słowem polecam.

Gdzieś w przyszłości może pojawią się kolejne wrażenia z użytkowania tego wynalazku.

WykopShare