Któregoś pięknego dnia (w ostatnią niedziele) za namową brata odwiedziłem yerbamarket. Trochę gotówki poszło na przelew. Niestety (a może na szczęście) przelew ale nie w studenckim rozumieniu ;)
Wracając do tematu. Zakupiłem sobie zestaw mocno klepiący. W skład wchodzi piękne matero wykonane z tykwy obciągnięte skórą, bombila i pół kilograma yerby Cruz de Malta Despalada.
Jeśli chodzi o yerbe to zestaw podobno niezbyt udany dla początkującego, ponieważ Cruz jest jedną z najmocniejszych mate (zwaną czerwonym diabłem). Osobiście jakoś mnie strasznie nie wykrzywiła. Fakt mocna, goryczkowata, aromatyczna ale smaczna.
“Ciągnięcie rury” uzależnia ;) Zalałem raz koło 14 i potem non stop sączyłem, dolewając, parząc świeżą. Nie mogłem się oderwać, musiałem ssać :))
YM ma jeszcze jedną zaletę – zabija uczucie głodu. Przez cały dzień żołądek nawet nie jęknął, że chciałby coś przetrawić. Dopiero po pracy, koło 00:30, zjadłem 2 kanapki. W momencie pisania tego posta jestem po kilku yerbach i właśnie zaczynam odczuwać lekki głód. Ciekaw jestem jak długo pociągnę na “herbacianej” dietce ;)
Zdjęcia ekwipunku już wkrótce. A tymczasem wracam do pracy i herbatki ;)